Nagle przed sobą wyczułam obecność owej postaci. Złapał mnie za ramiona i momentalnie przez moje ciało przeszedł dobrze znajomy dreszcz przerażenia. Mimo tego zaczęłam się szarpać, jednak już od początku wiedziałam, że to na nic.
-Shh... -przyłożył ohydny palec do moich ust- Słyszałem od pewnej osoby, że zapadłaś w śpiączkę, więc musiałem skorzystać z okazji. Jednakże nie mógłbym potraktować źle ciebie, moja droga. To tak, jakbym wchodził do klatki z lwem, dosyć niebezpiecznie. Zdziwiona? Musisz się przyzwyczaić, że będziesz widywała mnie częściej...
W mojej głowie wciąż siedział dzisiejszy sen. Tak samo jak wczoraj i jeszcze wcześniej - można by powiedzieć, że wił się za mną przez dłuższy czas. Nie rozumiałam jego przesłania, bo tak naprawdę wątpię, żeby je miał. Jednakże przejęłam się nim i w sumie każdy by tak zrobił, a tym bardziej czarodzieje.
Powoli sunęłam ku Hogwarts Express na peronie 9 i 3/4, z lekka przestraszona otaczającymi mnie ludźmi, których niegdyś uważałam za wrogów. Nie wszystkich, to oczywiste, jednak wiedziałam, że odnowienie kontaktów będzie o wiele trudniejsze niż rozpoczęcie ich.
Ludzie dziwnie patrzyli na moją osobę, trochę zaszokowani i wręcz z arogancją wypisaną w oczach. Jedną z bardziej przykrych rzeczy był brak rodziców u mego boku, gdy ponownie wracałam stawić czoła innym. Obiecali, że będą, jednakże praca ich zatrzymała. I teraz, samotna o mały włos nie spóźniłam się na pociąg.
Gdy już moja noga znajdowała się wewnątrz pociągu, rozglądnęłam się i przez sekundę zabrakło tlenu w moich płucach. Zaczęłam głośniej oddychać, serce jakby z całych sił chciało wyrwać się z mojej klatki piersiowej, a oczy rozszerzyły się niemożliwie. Znowu tam był, otoczony mnóstwem uczniów, którzy prawdopodobnie nie widzieli go, w czarnym garniturze z nienagannym uśmiechem. Poczułam się słabo i w jednej chwili strach wypełnił całą moją osobę. Stałam jak sparaliżowana dopóki ktoś mnie nie pośpieszył. W ułamku sekundy znalazłam się w pociągu. Czy tylko ja go widziałam do cholery?! Jak to możliwe, że nikt go nie zauważył? Może jestem schizofreniczką lub chorą umysłowo na równie okropną chorobę... Ale to raczej niemożliwe w moim wieku, chyba.
Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok skierował się na przeciwległe drzwi do innego przedziału. Ruszyłam ku nim i zaraz potem znalazłam się otoczona przez dużą ilość uczniów. Było mi duszno, jednak nadal uparcie przeciskałam się przez tłum ludzi. Nagle na samym końcu zauważyłam kabinę, w której nie było nikogo oprócz blondynki z charakterystycznym niebiesko-srebrnym krawatem. Wychyliłam głowę zza drzwi i popatrzyłam na zdezorientowaną dziewczynę.
-Cześć, mogę się dosiąść? -zapytałam. Luna pokiwałam głową i zachęcająco wskazała na miejsce obok siebie. Weszłam do środka i czym prędzej opadłam na siedzenie.
-Czy mnie oczy nie mylą? Eira McWill, tak? -zapytała w szoku. Ciągle myślałam o dzisiejszym incydencie na peronie i nie usłyszałam nastolatki, dopiero po ponowionym pytaniu ocknęłam się.
-Tak, znaczy. Eira, chyba nie poznałyśmy się te kilka lat temu czyż nie? -uśmiechnęłam się sztucznie. Ona także się uśmiechnęła, tyle że tak naprawdę.
-Raczej nie, mimo że jesteśmy w tym samym domu. Czasami mam taką skromną nadzieję poznać kogoś kto mnie zrozumie. -odpowiedziała zapatrzona w okno. Skierowałam swój wzrok w tą samą stronę i jedyną rzeczą, którą zobaczyłam były wzgórza, pola i niebieskie niebo...
***
Nie wierzę, że to dodaję. To jest okropne, mam brak weny twórczej, więc nie oczekujcie jakiejś "wspaniałości". Przykro mi, jeżeli nie spodoba się wam, bądź będzie dużo błędów. Staram się to naprawiać, ale nie mam czasu, chociaż są ferie.
Czekam na komentarze, miłego dnia/wieczora! :)